Polacy uciekają z kraju
Po przystąpieniu Stanisława Augusta Poniatowskiego do konfederacji targowickiej w lipcu 1792 roku główni twórcy Konstytucji 3 maja zostali uznani przez władze konfederacji za zdrajców. Wielu rozczarowanych działaczy stronnictwa patriotycznego w obawie o swój los szukało schronienia za granicą. Tak opisywał ten okres jeden z nich - Julian Ursyn Niemcewicz:
"Ujrzawszy z podpisem Targowicy przez króla zgubione wszystkie nadzieje nasze, nie chcąc patrzeć na bolesny widok wchodzących do stolicy Moskali, oddaliłem się wraz z drugimi do Lipska, trzymając się w bliskości granic naszych, bym za najpierwszym podobieństwem, że pożytecznym być mogę ojczyźnie mojej, mógł natychmiast do niej powrócić. Sancitum [rozporządzenie] konfederacji targowickiej, oddalając od usług obywatelstwa tych wszystkich, co byli uczestnikami konstytucji trzeciego maja, przymusiło mnie w zwiedzaniu obcych krajów szukać smutkom mym ulgi; zapewniwszy więc sobie listowne znoszenie się z wspólnikami nieszczęścia, marszałkiem, Stanisławem Potockim i Weyssenhoffem, powoli udałem się do Wiednia, gdzie był jeszcze posłem naszym dawny nasz przyjaciel pan Woyna, w nadziei, iż dwór wiedeński, zawiedziony przez carową, wyłączony od ostatniego podziału, na szerzenie się w Polszcze Moskwy i Prus niechętnie patrząc, skłoni się może do kroków dających nam sposobność odzyskania swobód i strat naszych.
Właśnie wtenczas przybył był do Lipska Jan Zagórski, poseł żmudzki, kolega mój na sejmie: młody ten człowiek, nie będący nigdy za granicą, żądał w dalszą podróż puścić się ze mną. Wyjechaliśmy więc razem do Drezna. Nie bez smutnego rozrzewnienia patrzyłem na cnotliwego elektora saskiego [...]. Z Drezna do Berlina udaliśmy się do Dessau i Werlitz. Stanęliśmy w domu gościnnym, tak porządnym i pięknym, jak równego prócz Anglii nigdzie mi się znaleźć nie zdarzyło. Siedząc u wspólnego stołu, gdzie wielu znajdowało się cudzoziemców, zawsze jednym zajęci uczuciem i myślą, gdyśmy opłakiwali nieszczęsną Stanisława Augusta słabość, że tak łatwo uległ zuchwałości targowiczanów[...].
Z Dessau, zadosyć czyniąc ciekawości towarzysza mego, udaliśmy się do Berlina: stolica wśród oceanu piasków, dla dekoracji tylko stawiona, przez oddalenie się na granice Francji króla i wojska bardziej niż dawniej okazała mi się nieludną i smutną [...].
Jadąc przez Pragę stanęliśmy w Wiedniu w październiku. [...] Za przybyciem do Wiednia po rozmowie mojej z panem Woyną poznałem, iż prócz dobrych życzeń dla nas, a raczej zawiści i niechęci ku Moskwie, żadnego nie mogliśmy się spodziewać wsparcia [...].
Znalazłem w Wiedniu księcia Czartoryskiego, generała ziem podolskich, godnego syna jego, księcia Adama i Konstantego, Ossolińskiego i wielu innych, przed Moskalami schronionych. Pomnożyli liczbę cudzoziemców dobrowolni z Francji wygnańcy [...].
Wielu naówczas z ziomków i towarzyszów moich przez Szwajcary udało się do Paryża [...]. Namawiali mnie oni z sobą, lecz krwawe łuny codziennie powiększające się we Francji wstręt do ludu tego wzbudzały we mnie. Wolałem spokojne Włochy odwiedzić raz jeszcze [...]. Wkrótce przybył do Florencji marszałek sejmowy Małachowski, równie jak ja szukający spokojności; to mnie bardziej jeszcze do pozostania w Florencji skłoniło."