“Na starość [się Rzeczpospolita w królu Zygmuncie III] zakochała i w dzieciach jego:" - wzdychał pogrążony w żalu po śmierci władcy anonimowy pamiętnikarz z epoki - “albowiem Pan był majestatu pełen, statura poważna, przeciwnościami żadnemi nie zwyciężony, podściwość kochający, dotrzymujący słowa, a najbardziej, że katolik prawdziwy, sumienia dobrego, nabożny, bogobojny pan, ledwo ku końcowi naturę cudzoziemską w obyczaje polskie przełamał, a temi Polaków za serce wziął i u onych afekt i miłość zniewolił sobie i dzieciom swoim".
Nie od razu się jednak Rzeczpospolita na zaletach króla Zygmunta III poznała… Cóż, nie był z niego typ wojownika rozmiłowanego w rzemiośle wojskowym jak najświętszej pamięci król Stefan Batory, którego prędzej na polu walki spotkałbyś, aniżeli na królewskich komnatach. Domator król Zygmunt, zamiast hołdować Marsowi, kłaniał się bogini Dianie, nade wszystko ceniąc sobie przyrodę i prace ogrodnicze. A i insze dziwaczne upodobania król miewał: alchemią się bawił, w kości i karty grywał... Podśmiechiwał się ten i ów pod wąsem słysząc, że sukcesor Jagiellonów sadzi drzewka owocowe rzadkich gatunków i pielęgnacją kwiatów się para. A nadto że w piłkę grywa, co w naszej Polszcze za rozrywkę stosowną raczej dla dzieci niźli statecznych mężów uważano.
Miał jednak król Zygmunt III swoje zalety, na których z początku prędzej goszczącym na polskim dworze Wazów cudzoziemcom łatwiej się było poznać aniżeli jego własnym poddanym. Majestatyczny wygląd i zrównoważony charakter Wazy nie umknął uwadze papieskiego nuncjusza, Claudia Rangoniego, który taką oto pozostawił charakterystykę władcy: “Jest on pięknego i proporcjonalnego ciała, przyzwoitego wzrostu, włosów jasnych, oblicza białego, ma czoło szerokie, nos podobny orlemu, oczy niebieskie i raczej wielkie jak małe, spojrzenie dość majestatyczne, brodę jasną z wąsami nieco przydługimi, w górę zakręconymi i odpowiednimi włosami na podbródku, policzki bowiem są ostrzyżone, a na twarzy nieco rumiany, budowy dobrej i bardzo zdrowego temperamentu i powierzchowności prawdziwie królewskiej (...). Chodzi stale po włosku, nosząc latem suknię z czarnego aksamitu wyrabianego w kwiaty, a zimą płaszcz ozdobiony (...). Opaski u kapeluszów ma ozdabiane prześlicznymi a drogimi klejnotami, a na (...) spodniach są guziki złote z diamentami, rubinami i innymi kamieniami drogimi, niekiedy także i na mieczu, i nosi raz pióra czarne, raz czaple, z najpiękniejszymi klejnotami wielkiej wartości na kapeluszu".
Co przez obcych za zaletę przynależną majestatowi postrzegane było, to brać szlachecką kłuło w oczy. Cudzoziemski strój, cudzoziemskie obyczaje… A nade wszystko nieznośna i podejrzana nieprzystępność i małomówność! “Nie miłuje [król] narodu naszego polskiego" - oburzał się pewien anonimowy szlachcic - “lekce sobie waży senatory, lekce i szlachtę, nie dba o nas (...). Przysięgi nam nie trzyma i złą się radą obsadził, aby nam rządzić absolutnie rzeczy się sztucznej jął, milczenia. Podobno był u onego filozofa w szkole, co kazał pięć lat milczeć. Z każdym bym się na świecie, by z najniegodziwszym łbem zgodził, ale z tym co milczy, wie go kat, jako. Będąc w Krakowie niedawno, obserwowałem to, że więcej niźli godzinę zegarową pięć senatorów mówiło do niego; jeden przestał, drugi mówił, a on żadnemu nic nie odpowiadał; anim widział, by ustami ruszył, i tak ich odszedł. Ach, na jakiegośmy to pana trafili! Biadaż nam i ojczyźnie naszej! Pamiętam raz, kiedy go nieboszczyk pan Łaski, wojewoda sieradzki, prosił o coś, a on siedział na krześle; po jednej stronie szeptał mu w ucho z pół godziny (...) [król] nie odpowiedział nic; zatym rzekł: “Podobno to Wasza Królewska Mość na to ucho nie dosłyszysz" i zaszedł do drugiego, i szeptał ci u drugiego drugie pół godziny, a nie wyszeptał nic, i tak bez responsu [odpowiedzi] odszedł".
I tak to się utarło pośród szlacheckiej braci, że “trzy T wyrządziły zło naszemu królowi: małomówność, upór i powolność" (z łac.taciturnitas, tarditas, tenacitas). Nie dawano wiary tym, co wskazywali, że owym “trzem T" inne “trzy P" przeciwstawić łatwo można. Bo był też król: pius - pobożny, parcus - oszczędny, pertinax - wytrwały. A tę niekłamaną króla bogobojność zauważał i wychwalał sam włoski kardynał Gaetano pisząc o Zygmuncie, iż: “codziennie odprawia pacierze kapłańskie, jak gdyby był księdzem, co dzień słucha mszy czytanej, a potem śpiewanej, i kazania. Posty zachowuje świątobliwie, wstrzymuje się od łoża małżeńskiego co środa i piątek, tudzież na dwa dni przed spowiedzią. Stara się wiarę katolicką ile może rozkrzewiać".
Nie od rzeczy zauważał także kardynał Rangoni, tłumacząc pewną opieszałość króla i jego skłonność do ważenia każdego słowa: “Wolał król dobrodziejstwo późno uczynić, niżeli je marnie stracić, wolał, aby proszący dla zwłoki sam odstąpił, niżeli go odmówieniem zasmucić, wolał się w czasie zwłoki o rzeczy przekonać, niżeli pośpiechem słuszności uchybić (...). Wystrzega się [król] traktować z lada kim, a w sprawach swoich jest wielkim miłośnikiem tajemnicy, która podobno nie zdaje się być właściwa Polakom. Skąd idzie, że jest on wielce rozważnym w dzieleniu się sekretami swojemi, i nie tylko ich nie odkrywa, jeżeli nie jest zmuszony, a i wtedy tylko takim osobom, o których z czasem nabył przekonania, że im może ufać".
Jeśli jednak okazja się ku temu trafiła, zapisał Rangoni, niejeden widział króla wesołym i do rozmowy skorym, chociaż we wszystkim, jako człek pobożny, cnotliwy umiar zachowującym. “Daleki od obżarstwa i opilstwa i nienawidzi wady tej, szczególnie u osób duchownych, nie zwykł wyprawiać biesiad lub udawać się na nie, chyba gdy przyjmuje posłów zagranicznych, z powodu wesela lub chcąc uczynić łaskę któremuś z tych pierwszych panów, który by go zaprosił, lub w dzień urodzin swoich, kiedy zapraszał nieraz kilku z szlachty krajowej (...), a we wszystkich tych zdarzeniach również tak skromnie je i pije, choć się okazuje przyjaznym i wesołym, zachowuje zwykłą miarę w pokarmach i napojach (...). O ile zaś słyszeć się daje i o ile wiedzieć można, żyje w takiej czystości jak rzadko, a gdy idzie przez kościół lub przez inne miejsce, kędyby się znajdowały panie, choćby najurodziwsze, tak jest skromny i powściągliwy w spojrzeniu, iż więcej nie może być skromną najwstydliwsza narzeczona."
Ta spokojność i łagodność stopniowo, jak kropla drążąca skałę, ujmowała szlachtę. Jan Olszowski, co mowę pogrzebową na cześć króla spisał tak prawił: “Nie słyszeliście od [króla Zygmunta] fuków, puków, trzasków, wrzasków, więcej karał okiem niż językiem, więcej zniewalał dobrodziejstwem, niż pozniewalał ciężarem". Nieprzejednanych łagodnym usposobieniem zjednywał król pracowitością. Podług jednej z polskich relacji Zygmunt III “nie zaniedbywał spraw publicznych, nawet choroba nie przeszkadzała mu w uczestniczeniu od początku do końca w obradach sejmowych. [Poza sejmami król] cały poranek poświęcał sprawom publicznym z tak ścisłem porządku godzin zachowaniem, że jeśli nie był chorobą jaką złożony, zawsze o jednej godzinie ubierał się, ubrany zaraz na pokoje wychodził, mszy świętej słuchał: a potem zasiadłszy, to listy podpisywał, to spraw sądowych z największą uwagą i cierpliwością słuchał, to się z (...) senatorami względem czasowych okoliczności naradzał, z nieznużonym nigdy umysłem zawsze te zatrudnienia przeciągając dopóty, dopóki który z senatorów nie oznajmił, że stół już zastawiono".
Byli jednakowoż i tacy, którzy do króla - cudzoziemca nigdy serca nie nabrali, jak poeta Wacław Potocki. Tenże, już po śmierci Zygmunta III tak oto prawił:
Póty Polacy w swojej zostawali porze,
Póki sobie po króla nie słali za morze (...)
Utraciwszy, o ścianę Polakom Wołochy,
Tu leżę, tu w nikczemne obracam się prochy.
Zniszczywszy poborami, krwie-m ich nic nie szczędził
(Któż cudzego ochrania?), ażem sam dopędził
Żywota i nierządu mojego terminu;
Bogdaj był lepszy w którym po mej śmierci synu.