Wróć do informacji o e-podręczniku Wydrukuj Pobierz materiał do PDF Pobierz materiał do EPUB Pobierz materiał do MOBI Zaloguj się, aby dodać do ulubionych Zaloguj się, aby skopiować i edytować materiał Zaloguj się, aby udostępnić materiał Zaloguj się, aby dodać całą stronę do teczki

Scena balkonowa

RHMz3reBpnVuy1
Balkon Julii to słynna atrakcja turystyczna Werony. W rzeczywistości dom należał do rodziny Cappelletti (Capuleti).
Źródło: dostępny w internecie: Wikimedia Commons, licencja: CC BY-SA 3.0.

To jedna z najlepiej znanych scen miłosnych dwojga zakochanych - ma w sobie lekkość i powab, nie jest patetyczna, sztuczna, a właśnie naturalna i świeża jak dwoje młodych ludzi. Szekspirolog Henryk Zbierski pisał:

Henryk Zbierski William Shakespeare

Funkcją urealnienia miłości dwojga młodych jest ich odejście od konwencji. Poezja zawarta w wypowiedziach kochanków […] to jakby romantyzm ponadczasowy, wybiegający ku liryce miłosnej wielkich poetów romantycznych…

2 Źródło: Henryk Zbierski, William Shakespeare, Warszawa 1988, s. 371.

Podczas spotkania z takim dziełem można tylko wsłuchać się w dialog, poddać mu się, wyobrazić sobie sytuację miłosnego wyznania. Nic w nim jeszcze nie zapowiada nadchodzącej katastrofy, a jednak wiemy, że nastąpi ona niebawem. Dla odbiorcy fakt ten jest zawsze nowym osobistym doświadczeniem historii miłości dwojga kochanków z Werony.

Romeo i Julia (akt II, scena 2)
William Shakespeare Romeo i Julia (akt II, scena 2)

ROMEO
wychodząc z ukrycia
Kpi z cudzej blizny, kto sam nie był ranny.
W oknie na piętrze ukazuje się Julia.
Cicho! Cóż to za światło błysło w oknie?
To brzask na Wschodzie, a słońcem jest Julia!
Wzejdź, słońce, przyćmij chorobliwie blady
Księżyc! Patronka księżyca i dziewic,
Bogini Diana, szarzeje z zawiści
Na widok twojej urody. Wypowiedz
Jej posłuszeństwo, jeśli tak zazdrosna!
Nie bądź potulną służebną, zrzuć suknie
Jej anemicznej, ziemistej poświaty!
To moja pani! moja ukochana!
O, gdyby mogła wiedzieć, że nią jest!
Mówi coś; nic nie słychać. Lecz co z tego?
Jej oczy mówią – oczom więc odpowiem.
Zbyt śmiały jestem; mówią, lecz nie do mnie.
Dwie najjaśniejsze gwiazdy w całym niebie,
Mając gdzie indziej jakieś pilne sprawy,
Znalazły sobie w jej oczach zastępców,
Póki nie wrócą na swoje orbity.
A gdyby zamieniły się miejscami,
Gdyby to gwiazdy świeciły w jej twarzy?
Jasność tej twarzy przyćmiłaby gwiazdy,
Jak światło dzienne gasi światło lamp;
Za to jej oczy w niebie takie blaski
Słałyby poprzez powietrzne regiony,
Że ptak, światłością niezwykłą zmylony,
Śpiewałby w nocy. Oparła policzek
Na dłoni! O, być jedną z rękawiczek
Julii i dotknąć przez chwilę jej twarzy!
JULIA
Ach!
ROMEO
Słyszę: mówi coś. O, przemów znowu,
Jasny aniele! bo świecisz nade mną
Jak ci skrzydlaci wysłannicy niebios,
Gdy na pokładzie ociężałych chmur
Żeglują ponad głębiną powietrza
I olśniewają zadziwione oczy
Zadzierających głowy śmiertelników.
JULIA
Romeo! Czemuż ty jesteś Romeo?
Wyrzecz się ojca i odrzuć nazwisko
Lub, jeśli nie chcesz, powiedz, że mnie kochasz,
A ja wyrzeknę się swojego rodu.
ROMEO
na stronie
Przemówić do niej czy też słuchać dalej?
JULIA
Tylko nazwisko twoje jest mi wrogiem.
Ty jesteś sobą – nie żadnym Montecchim.
Cóż jest Montecchi? To nie dłoń, nie stopa,
Nie twarz, nie ramię, nie człowiecze ciało.
O, zmień nazwisko, nazwij się inaczej!
Cóż znaczy nazwa? To, co zwiemy różą,
Pod inną nazwą nie mniej by pachniało.
Tak i Romeo, gdyby się nazywał
Inaczej, byłby wciąż tym samym cudem.
Romeo, odrzuć nazwisko, a za ten
Dźwięk, który nie jest nawet cząstką ciebie,
Weźmiesz mnie całą.
ROMEO
Biorę cię za słowo.
Nazwij mnie tylko swoim ukochanym:
Ten nowy chrzest przekreśli dawne imię.
JULIA
Któż to śmiał wtargnąć pod osłoną nocy
W moją samotność?
ROMEO
Aby odpowiedzieć,
Musiałbym nazwać się, a nie wiem, jak.
Moje nazwisko jest mi nienawistne,
Bo ty, najświętsza, jesteś mu niechętna.
Gdybym to słowo miał gdzieś napisane.
Podarłbym je na strzępy!
JULIA
Moje uszy
Nie spiły jeszcze stu słów z twoich ust,
A już poznaję głos. To ty, Romeo?
To ty, Montecchi?
ROMEO
Jeśli mi rozkażesz,
Nie będę ani jednym, ani drugim.
JULIA
Powiedz mi, skąd się tu wziąłeś i po co?
Jak się zdołałeś wspiąć na mur ogrodu?
Czy nie rozumiesz, że jesteś zgubiony,
Jeśli ktoś z moich krewnych tu cię znajdzie?
ROMEO
Nad mur wzleciałem na skrzydłach miłości;
Dla niej kamienne przegrody są niczym:
Jeśli je umie przekroczyć – przekracza.
Żaden z twych krewnych też mnie nie powstrzyma.
JULIA
Zginiesz z ich ręki, jeśli cię spostrzegą.
ROMEO
Bardziej się lękam chłodu w twoich oczach
Niż zimnych kling dwudziestu wrogich mieczy!
Ciepłe spojrzenie starczy mi za pancerz.
JULIA
Oby cię tylko tutaj nie ujrzeli.
ROMEO
Płaszcz nocy przed ich wzrokiem mnie osłoni.
Zresztą, jeżeli choć trochę mi sprzyjasz,
Wydaj mnie: lepsza już śmierć w walce z wrogiem
Niż usychanie bez twojej miłości.
JULIA
Jak tu trafiłeś? Kto ci wskazał drogę?
ROMEO
Miłość mnie wsparła zachętą i radą,
A ja jej za to użyczyłem oczu.
Choć żaden ze mnie nawigator, jednak
Zaryzykowałbym rejs przez Pacyfik,
Gdyby na drugim brzegu czekał skarb
Taki jak ty.
JULIA
To szczęście, że na twarzy
Mam maskę mroku: bo widziałbyś na niej
Rumieniec wstydu za to, co słyszałeś
Z moich ust. Rada bym wszystko odwołać,
Przestrzegać form – lecz po co nam konwenans?
Czy ty mnie kochasz? Wiem, że powiesz „tak”,
A ja uwierzę; a jednak przysięgi
Czasem się łamie. Przysłowie powiada,
Że wiarołomstwo kochanków rozśmiesza
Jowisza w niebie. Romeo, najmilszy,
Jeśli mnie kochasz, powiedz mi to szczerze.
Jeżeli masz mnie za zbyt łatwy podbój,
Zrobię wyniosłą minę i na złość
Będę cię zmuszać do dalszych zalotów;
Ale naprawdę nie mam na to chęci.
Tak, jestem może dla ciebie zbyt czuła,
Możesz pomyśleć, że się mało cenię;
Lecz wierz mi – będę na pewno wierniejsza
Od tych, co sprytniej umieją się droczyć.
Powinnam była trzymać cię na dystans,
Przyznaję – ale i tak podsłuchałeś,
Co sama sobie szeptałam o mojej
Wielkiej miłości. Więc nie wiń mnie za to,
Nie bierz za płochość tego, coś usłyszał
Tylko dlatego, żeś podkradł się w mroku.
ROMEO
Julio, przysięgam na ten blask księżyca,
Oprószający srebrem czubki drzew –
JULIA
Nie, nie przysięgaj na niestały księżyc,
Który się zmienia od pełni do nowiu,
Bo twoja miłość podobnie zmaleje.
ROMEO
Na co więc przysiąc?
JULIA
Nie przysięgaj wcale;
Albo przysięgnij na samego siebie,
Na boga mojej prywatnej religii –
Wtedy uwierzę.
ROMEO
Jeśli moja miłość –
JULIA
Nie, nie przysięgaj. Choć mi z tobą dobrze,
Niemiłe mi to nocne ślubowanie.
Zbyt jest pośpieszne, nierozważne, nagłe –
Jak błyskawica, która znika z nieba,
Zanim się zdąży powiedzieć: „Błysnęło”.
Dobranoc, miły! Oby pąk miłości,
Ogrzany słońca opiekuńczym tchnieniem,
Rozkwitł przy naszym następnym spotkaniu!
Dobranoc! Gdy ja będę śnić, niech twoją
Duszę te same słodkie sny ukoją!
ROMEO
A więc mam odejść ze swoim pragnieniem?
JULIA
A czegóż pragniesz?
ROMEO
Abyś moje śluby
Odwzajemniła przysięgą miłości.
JULIA
Przyślę. Do rana jeszcze ze dwadzieścia
Lat. Nie pamiętam, po co cię wołałam.
ROMEO
Poczekam tutaj, aż sobie przypomnisz.
JULIA
Wtedy zapomnę, na co czekasz – zdolna
Tylko do myśli, że mi z tobą dobrze.
ROMEO
A ja wciąż będę czekać, abyś głębiej
Zapominała – i sam też zapomnę,
Że mógłbym żyć gdzie indziej niż przy tobie.
JULIA
Już prawie ranek. Powinieneś odejść –
A jednak nie dam ci odejść daleko:
Jak ptaszek w rękach kapryśnego dziecka,
Na krótką chwilę odfruwasz – a ja,
O twoją wolność miłośnie zazdrosna,
Jedwabną nitką ściągam cię z powrotem,
Biednego więźnia w splątanych kajdanach.
ROMEO
Chcę być tym ptakiem, byle w twoich dłoniach.
JULIA
O, wtedy pewnie bym zacałowała
I zapieściła cię na śmierć. Dobranoc!
Mogłabym, słodkim rozstaniem pijana,
Mówić „dobranoc” do białego rana.
Znika.
ROMEO
Śpij; niech spokojny sen legnie na bieli
Twej piersi! Sam bym legł na tej pościeli!
Lecz muszę pędzić; gdy swój plan wyłożę
Zakonnikowi, on mi dopomoże.
Wychodzi.

3 Źródło: William Shakespeare, Romeo i Julia (akt II, scena 2), tłum. S. Barańczak, Kraków 2001, s. 56–65.

Małżeński sojusz

Czego oczekuje Lady Makbet od męża? – męskości. A czego pragnie Makbet od żony? – aby ta rodziła mu już tylko synów. Oboje pozostają w rolach męża i żony, które sobie przypisali, zapewniając się nawzajem, że im sprostają. Dobrze jest mieć wspólnika, powiernika i przyjaciela w jednym, ale czy taki duet jest w stanie udźwignąć jarzmo morderstwa? Utwór Szekspira pokazuje krok po kroku degenerację małżeństwa, stopniowe oddalanie się bliskich sobie ludzi, aż do końcowej sceny, gdy kochający mężczyzna nie jest już w stanie wzniecić w sobie uczucia do ukochanej kobiety…

Makbet (akt I, scena 7)
William Shakespeare Makbet (akt I, scena 7)

Inverness. Komnata w zamku.
Muzyka i pochodnie. Przez scenę przechodzą nadworny Krojczy oraz rozmaici Słudzy niosący półmiski i zastawę stołową. Po chwili wchodzi Makbet.

MAKBET
[…]
Wchodzi Lady Makbet.
Cóż tam?
Jak stoją sprawy?
LADY MAKBET
Kończy już wieczerzę.
Czemu wyszedłeś?
MAKBET
A co, pytał o mnie?
LADY MAKBET
Jak mógł nie pytać?
MAKBET
Słuchaj – zrezygnujmy
Z naszych zamiarów. Przecież on ostatnio
Tak mnie obsypał zaszczytami. Zresztą
Ja sam zdobyłem sobie złotą sławę
W oczach przeróżnych ludzi: czy nie lepiej
Nacieszyć się jej świeżym blaskiem, zamiast
Tak prędko jej się wyrzec?
LADY MAKBET
Więc niedawna
Twoja nadzieja – to był sen pijany,
Z którego teraz budzisz się z ziemistą
Twarzą i mdli cię, gdy sobie przypomnisz
Wczorajsze orgie? A może tym samym
Jest twoja miłość? Umiesz śmiało marzyć,
Ale na śmiały czyn to już cię nie stać?
Chcesz zdobyć to, co sam szacujesz jako
Szczyt życia – żyć zaś jak tchórz, bez szacunku
Dla siebie, na dnie? Piszczeć jak panienka:
„I chciałabym, i boję się”?
MAKBET
Skończ, proszę.
Stać mnie na wszystko, co godne człowieka.
Kto się na więcej waży – ten nim nie jest.
LADY MAKBET
Cóż to za bestia zatem mnie wciągnęła
W swoją intrygę? Nie, gdy miałeś w sobie
Dosyć odwagi – tylko wtedy byłeś
Człowiekiem, więcej: mężczyzną; i gdybyś
Miał dość odwagi, aby pójść krok dalej,
Byłbyś mężczyzną w stopniu jeszcze wyższym.
Wtedy nie sprzyjał czas ni miejsce – byłeś
Gotów narzucić sam miejsce i porę;
Teraz i jedno, i drugie nam sprzyja –
A ty się cofasz? Wiem, jaką się miłość
Czuje do dziecka przy piersi – karmiłam
Nie raz – a przecież wyrwałabym sutek
Z bezzębnych dziąseł, z uśmiechniętych błogo
Warg, i strzaskała czaszkę niemowlęciu,
Gdybym przysięgła wcześniej, że to zrobię,
Tak jak tyś przysiągł, że spełnisz swój zamiar.
MAKBET
A jeśli nam się nie uda?
LADY MAKBET
Nie uda?
Nam? Napnij tylko cięciwę odwagi,
A nie chybimy. Kiedy Duncan zaśnie
(A zaśnie łatwo po trudach podróży),
Dwóch pokojowców tak napoję winem,
Że się ich pamięć, zamiast stać na straży
Rozumu, zmieni w alembikach czaszek
W skłębiony opar; i gdy w śnie bydlęcym
Pogrążą się jak w śmierci – czegóż wtedy
Pozbawionemu ochrony królowi
Nie uczynimy bez trudu – my dwoje?
Czego się nie da zrzucić na pijanych
Fagasów – tak, by odpokutowali
Za nasz wspaniały mord?
MAKBET
Ródź mi już tylko
Synów! Bo taki w tobie nieugięty
Duch, że na córkę byłoby go szkoda.
A jeśli śpiących pomażemy krwią,
W garść im wetknąwszy ich własne sztylety –
Czy to nie będzie dowodem ich winy?
LADY MAKBET
Któż się ośmieli o tym wątpić, jeśli
Nasz szloch i lament nad ciałem Duncana
Poniesie się przez zamek?
MAKBET
Niech tak będzie.
Wszelką moc ciała zaprzęgnę do tego
Strasznego czynu. Chodźmy, i przed ludźmi
Grajmy komedię; niechaj twarz fałszywa
Przed wzrokiem świata fałsz serca ukrywa.
Wychodzą.

4 Źródło: William Shakespeare, Makbet (akt I, scena 7), tłum. S. Barańczak, Kraków 2000, s. 33–36.

Miłość to szaleństwo

Hamlet krzywdzi Ofelię, ale krzywdzi też siebie. Udając szaleńca, wpędza ostatecznie w szaleństwo ukochaną dziewczynę. Na stosunek Hamleta do kobiet trzeba jednak patrzeć przez pryzmat zdrady jego matki. Skomplikowane relacje z rodzicielką muszą zostać poddane analizie, aby można zrozumieć, dlaczego młodzieniec wysyła do klasztoru swoją wybrankę i tak kategorycznie odradza jej i pozostałym kochającym się parom małżeństwo. W relacji Hamleta z Ofelią, jak w żadnej innej (Romea i Julii oraz Makbeta i jego żony) widać konflikt wewnętrzny bohaterów i wynikający z tego tragizmtragizmtragizm.

Hamlet (akt III, scena 1)
William Shakespeare Hamlet (akt III, scena 1)

OFELIA
Ach, to ty, książę... Tyle dni minęło:
Jak twoje zdrowie?
HAMLET
Dobrze, dobrze, dobrze,
Pokorne dzięki.
OFELIA
Książę, już od dawna
Chciałam ci zwrócić tych parę drobiazgów,
Które mi dałeś na pamiątkę. Weź je.
HAMLET
Nie, ja ci nigdy w życiu nic nie dałem.
OFELIA
Wiesz dobrze, że to podarki od ciebie.
A dołączone do nich były słowa
Tchnące tak słodką wonią, że prezenty
Stawały się bezcenne. Ten aromat
Dawno już zwietrzał, więc weź je z powrotem:
Bo najwspanialsze dary tracą wartość,
Gdy w tym, kto daje, odmienia się serce.
Weź, proszę.
HAMLET
Ha! jesteś cnotliwa?
OFELIA
Książę!
HAMLET
Jesteś piękna?
OFELIA
Do czego zmierzasz, książę?
HAMLET
Do tego, że jeśli jesteś i cnotliwa, i piękna, twoja cnota nie powinna się zadawać z twoją urodą.
OFELIA
Czyż piękność może mieć lepsze towarzystwo niż cnota?
HAMLET
Zgoda, tylko że prędzej potęga piękności zrobi z cnoty rajfurkę niż cnota zdoła urobić piękność na własne podobieństwo. W swoim czasie był to paradoks, ale ostatnio znajduje potwierdzenie. Ja cię kiedyś naprawdę kochałem.
OFELIA
Rzeczywiście, książę, zachowywałeś się tak, że w to wierzyłam.
HAMLET
Nie trzeba było wierzyć. Choćby nie wiem jak starannie szczepić cnotę na pniu grzechu pierworodnego – owoce będą miały jego smak. Wcale cię nie kochałem.
OFELIA
Tym większa moja omyłka.
HAMLET
Idź do klasztoru. Po co masz rodzić nowych grzeszników? Ja sam jestem w miarę porządnym człowiekiem, a przecież mógłbym zarzucić sobie takie rzeczy, że lepiej by było, gdyby mnie matka na świat nie wydała. Czai się we mnie niezmierna pycha, mściwość, ambicja; na jedno moje skinienie czeka armia zbrodniczych zamiarów – nie starcza mi myśli, aby je rozważyć, wyobraźni, aby nadać im kształt, czasu, aby je wcielić w życie. Co mają począć takie jak ja pełzające stworzenia, wciśnięte w szczelinę pomiędzy niebem a ziemią? Każdy z nas to skończony łajdak; nie wierz żadnemu. Idź prosto do klasztoru. Gdzie twój ojciec?
OFELIA
U siebie w domu.
HAMLET
Trzeba szczelnie zamknąć drzwi, żeby robił z siebie błazna tylko w czterech własnych ścianach. Bądź zdrowa.
OFELIA
Łaskawe nieba, ześlijcie mu ratunek!
HAMLET
Jeśli wyjdziesz za mąż, dam ci w posagu tę klątwę: Choćbyś była czysta jak lód i jak śnieg nieskalana, niech cię i tak obgadują za plecami. Idź do klasztoru. Idź i bywaj zdrowa. A jeśli koniecznie musisz kogoś poślubić, wyjdź za durnia, bo mądrzy wiedzą aż za dobrze, w jakie potwory ich przemieniacie. Idź do klasztoru, idź, i to zaraz! Żegnaj.
OFELIA
Moce niebieskie, przywróćcie mu zdrowie!
HAMLET
Wiem też niemało o tym, jak się malujecie. Bóg dał wam jedną twarz, a wy dorabiacie sobie drugą. Całe to mizdrzenie się, dreptanie, szczebiotanie, nadawanie dziecinnych nazw wszelkiemu Bożemu stworzeniu - rzekoma niewinność, a naprawdę afektacja! Mam tego dosyć, dosyć! Przez to właśnie wpadłem w obłęd! Powiadam: koniec z małżeństwami, raz na zawsze! Ci, co się już pożenili, niech sobie żyją... z jednym wyjątkiem. Reszta ma pozostać, jak była. Do klasztoru, już!
Wychodzi.
OFELIA
Tak świetny umysł – i w takim upadku!
Bystrość, stanowczość, swada, które mogły
Być chlubą dworu, sztabu, akademii;
Pierwsza z nadziei kwitnącego państwa;
Stojący w centrum spojrzeń otoczenia
Wzór obyczaju, wyrocznia ogłady -
W takiej ruinie! A ja, nieszczęśliwa
Jak żadna z kobiet, ja, która słuchałam
Płynnej jak miód melodii jego zaklęć -
Dziś muszę słyszeć stargany i głuchy
Brzęk pękniętego dzwonu; muszę widzieć
Ten dumny umysł, ten wspaniały rozum,
Ten niezrównany kwiat bujnej młodości
Zwarzony mrozem obłędu. O, biada:
Jak okiem duszy zmierzyć przestrzeń między
Biegunem dawnej glorii i tej nędzy?

5 Źródło: William Shakespeare, Hamlet (akt III, scena 1), tłum. S. Barańczak, Kraków 1997, s. 97–100.

Słownik

aforyzm
aforyzm

(łac. aphorismus, gr. aphorismós) – krótkie, zwięzłe powiedzenie, błyskotliwie sformułowane, zawierające jakąś myśl filozoficzną, naukę moralną lub regułę życiową; sentencja

hamletyzować
hamletyzować

(od imienia Hamlet) – rozmyślać, filozofować, analizować, marzyć o czynach i nie działać, pozostawać biernym wobec wydarzeń

ironia tragiczna
ironia tragiczna

(gr. eironeia – kpina) – nieprzezwyciężona sprzeczność naznaczająca los bohatera tragedii, którego czyny wbrew jego woli i wiedzy prowadzą nieuchronnie do wypełnienia przeznaczenia; ironia tragiczna nazywana jest często ironią losu

topos
topos

(gr. tópos koinós, łac. locus communis – miejsce wspólne) – powtarzający się motyw, występujący w obrębie literatury i sztuki zbudowany na fundamencie dwu wielkich tradycji śródziemnomorskich: antycznej i biblijno‑chrześcijańskiej. Wskazuje na jedność, ciągłość kulturową danego kontynentu czy na istnienie pierwotnych wzorców myślenia człowieka; topos budowany jest na zasadzie obrazu mającego na celu opis jakiejś sytuacji (topos tonącego okrętu w Kazaniach Skargi)

patos
patos

(gr. páthos – doświadczenie, uczucie, namiętność, cierpienie) – nastrój powagi, podniosłość, wzniosłość; polega na ukazywaniu zjawisk dużej wagi, o wysokich walorach uczuciowych powodujących stany napięcia emocjonalnego u odbiorców

skrzydlate słowa
skrzydlate słowa

(gr. epea pteroenta) – powszechnie znane i często przytaczane wypowiedzi, których autorstwo lub okoliczności powstania da się ustalić. Są obrazowe, barwne i aluzyjne; mają charakter frazeologizmów

tragizm
tragizm

(gr. tragōdía) – konflikt równorzędnych wartości, w wyniku którego jednostka, działająca świadomie w imię wielkiego i szlachetnego celu, jest skazana na klęskę; wydarzenia, które prowadzą nieuchronnie do wielkiego nieszczęścia; sytuacja, w której bohater musi podjąć walkę skazaną na klęskę